Menu

2 sierpnia 2014

„Opowieści z Narnii” C.S. Lewis

„Lew, czarownica i stara szafa” ilustracja Pauline Baynes
Pierwszy tom wydano w Wlk. Brytanii w 1950r. Do Polski „Opowieści...” trafiły w 1987r. Od tego czasu wydanie wznawiano dwukrotnie, ostatnio przy okazji premiery ekranizacji pierwszej części (w 2005r.). Całość liczy sobie siedem tomów.



Czy jest ktoś kto nie słyszał o Lewisie i jego „Opowieściach z Narnii”? Czytałeś książki? Może oglądałeś film? Nawet jeśli nie, to jestem prawie pewna, że ten tytuł brzmi przynajmniej znajomo. Toż to bajki dla dzieci, powiecie. Można wspomnieć z sentymentem jak będąc szkrabem, słuchało się z zapartym tchem opowieści czytanych przed snem. Wspomnieć, powiadacie? Mam na to inną odpowiedź. Zamiast wspomnieć – powrócić. I odkryć na nowo.


Przyznaję, że czytając nie miałam okazji wspominać, w dzieciństwie nikt nie wtajemniczył mnie w Narnię. Czy żałować, czy nie, próżne rozważania. Zostanę przy tym, że cieszę się z małej iskierki, która rozpaliła w mojej głowie myśl „Przeczytaj całą Narnię i dowiedz się w końcu o co tam chodzi!”. Po długiej fazie zbierania się w sobie, przyszedł czas na działanie. Jestem po lekturze dwóch pierwszych tomów i na pewno na tym nie poprzestanę.

Już spieszę wyjaśniać, dlaczego z takim przekonaniem zachęcam do powrotu. Sprawa jest prosta. Narnia to powrót do dzieciństwa, takiego, w którym wierzy się jeszcze, że w szafie rzeczywiście może znajdować się magiczna kraina, a fauny chętnie zapraszają małe dzieci na herbatę. I takiego, w którym dobro zwycięża zło (to swoją drogą cecha często spotykana w powieściach z tamtego okresu – dla porównania „Pieśń Lodu i Ognia”, gdzie nie dość, że trudno określić moralność bohaterów, to jeszcze dobre postępowanie w żaden sposób nie gwarantuje wygranej). Dobrze, rozumiemy, można powspominać piękną literaturę dziecięcą, ale przecież to miała być blog o fantasy. Otóż właśnie, przechodzę do sedna, „Opowieści z Narnii” to najprawdziwsze fantasy. Fantasy wręcz kanoniczne (4 miejsce na liście must read Sapkowskiego). I nie przeszkadza to w żaden sposób w zajmowaniu przez nie zaszczytnego miejsca pośród klasyków literatury dziecięcej.

Tytułowy lew Aslan, kolejna ilustracja Pauline Bayens
Co ciekawe, cykl narnijski nie spotkał się od razu z ciepłym przyjęciem. Krytykowano go za zbyt moralizatorski ton, niby nachalne odniesienia do chrześcijaństwa i wreszcie za nierealność przedstawianych zdarzeń. Lewis spytawszy ponoć o opinię samego Tolkiena, miał otrzymać od niego niezbyt pochlebną odpowiedź na temat stworzonej przez siebie historii. Dodam jeszcze, że to Lewis, a nie Tolkien wydał swoje dzieła jako pierwszy. Kilkanaście lat zajęło krytykom dopatrzenie się w Narnii czegoś więcej. I dobra passa trwa do dziś, cykl sprzedaje się rocznie w milionowych nakładach.

Nie zagłębiając się w szczegóły fabularne, historia opiera się na motywie tzw. „zamkniętych drzwi” czyli istnieniu alternatywnego świata, do którego można się przenieść w określonych okolicznościach. Nie da się ukryć oczywistych analogi biblijnych, będących wynikiem przekonań autora. Spotkałam się też z interpretacją, według której każdy z siedmiu tomów symbolizuje jeden z grzechów głównych. Poszukiwania różnych motywów i ukrytych znaczeń to właśnie to co lubię najbardziej, a z „Opowieściami z Narnii” pod tym względem nie można się nudzić. Dlatego z całych sił polecam serię Lewisa także dorosłym czytelnikom. Po to, by w, z pozoru prostej historii dla dzieci, odkryć drugie dno. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz