Menu

27 września 2014

„Smok jego królewskiej mości” też czyta książki, czyli pierwszy tom cyklu „Temeraire” Naomi Novik

Okładka pierwszego tomu, wyd. Rebis
Są ludzie, którzy nie czytają książek. Są też tacy, którzy czytają sporadycznie oraz tacy, którzy czytają maniakalnie. Są też smoki.

Smoki? Zapytacie. Otóż to. Czytające smoki. Jak tytułowy Temeraire w cyklu Naomi Novik. Z racji utrudnień natury fizycznej do czytania potrzebny jest mu człowiek, który swym głosem przekazuje treści. Dyskusje nad tym czy samo słuchanie można nazwać czytaniem zostawmy na później, ponieważ liczy się idea. Smok, który pozostaje groźną bestią, zyskuje u Naomi Novik ludzkie cechy i wykazuje całkiem ludzkie zachowania, jak zainteresowanie nauką czy literaturą. Pomysł nie do końca przełomowy, bo było to i u innych, ale wykorzystany według mnie bardzo ciekawie.


Przejdźmy do rzeczy. Jak wygląda świat, w których rozgrywa się akcja cyklu? Jest bardzo podobny do naszego, można by rzec, że wiernie oddaje realia czasów napoleońskich, poza jednym drobnym szczegółem. Jasne, chodzi o smoki. Ogromne gady występują naturalnie w środowisku, chociaż na pewnym etapie ludzkość opanowała umiejętność hodowli i przysposobiła je do służby w wojsku. Domyślacie się pewnie, że spisywały się o wiele lepiej niż tradycyjne wierzchowce, zwłaszcza, że można było porozumiewać się z nimi ludzkim językiem. Niestety mimo udomowienia i wiernej służby, smoki i ich jeźdźcy nie cieszyli się społecznym szacunkiem. Nic dziwnego, smoki wymagające codziennej opieki i nieustannego zainteresowania siłą rzeczy zajmowały cały czas opiekunów, co zmuszało ich do porzucania dotychczasowego życia i skutkowało odsunięciem od społeczności. Mimo to większość z nich nie żałowała takiej decyzji. Podobnie jak Will Laurence, główny bohater, opiekun Temaraire'a.

Zanim Laurence stał się członkiem Korpusu Powietrznego wiódł spokojne, ekchm.. w miarę spokojne, życie kapitana statku floty brytyjskiej. Przełomowym momentem w jego karierze okazało się przechwycenie smoczego jaja z francuskiego okrętu, z którego to niespodziewane wykluł się smok. Brak odpowiednio przeszkolonego ochotnika sprawił, że kapitan „w imię służby ojczyźnie” zrzekł się swojej funkcji i przejął opiekę nad smokiem, nadając mu imię Temeraire.

Laurence i Temeraire podczas lektury (źródło)
Laurence budzi moją wyjątkową sympatię. Chociaż jak na dzisiejsze czasy, jego postawa jest trochę nieżyciowa – porzucił wszystko co miał i co mógł mieć, dla dobra ojczyzny. Ale mimo to nie przeklina swojego losu, akceptuje go, a nawet odnajduje w smoku najlepszego przyjaciela. To typ gentlemana stojącego na straży podstawowych wartości, lojalności wobec króla, honoru i przyjaźni, jednak nie pozbawionego odpowiedniej dozy zdrowego rozsądku i poczucia humoru. Bardziej wywrotowym temperamentem charakteryzuje się Temeraire, mający własne zdanie i stawiający na swoim. Myślę, że właśnie ta para bohaterów jest tym co najlepsze w „Smoku jego królewskiej mości”.

Idea cyklu zdobywa u mnie duży plus, bohaterowie również. Tym co trochę kuleje, przynajmniej w pierwszej części, jest fabuła. Niby do ostatniej strony nie wiadomo jak potoczą się walki, co stanie się z bohaterami, ale jednak podczas czytania nie trafiłam na nic zaskakujące. Być może pierwszy tom należy traktować jako wstęp do dalszych przygód, ale nie jestem pewna czy w dalszym ciągu akcja stanie się bardziej dynamiczna. Mimo to pozostałe elementy sprawiają, że z pewnością sięgnę po kolejne tomy. Żeby się przekonać, a później podzielić wrażeniami.

2 komentarze: