wyd. Mag, 2007 r. |
Neil
Gaiman - człowiek o którym trudno nie usłyszeć, interesując się
choć trochę fantastyką. W przypadku tego pana trudno mówić o
klasyce, ponieważ nadal żyje i tworzy, a przyjęło się do
klasyków zaliczać starych wyjadaczy, zasłużonych w boju pisarskim
weteranów. Co z tego, zapytacie, a ja razem z wami. Niech żyje
długo i szczęśliwie i niech wena go nie opuszcza. Bo chcąc nie
chcąc, wytrwale pracuje na miano klasyka gatunku. A lista
przyznanych nagród mówi sama za siebie. (Zresztą zobaczcie sami,
odsyłam do strony autora link)
Przyznam,
że uważając się od dłuższego czasu za oddaną miłośniczkę
fantastyki, trafiłam na powieść Neila Gaimana zupełnie
przypadkowo. Ale było to jeszcze w czasach, gdy za jedyną polską
fantasy uważałam „Wiedźmina”, a z klasyków wymieniałam tylko
Tolkiena i Le Guin. Wstyd wspominać swoje zuchwalstwo, jednak każdy
kiedyś zaczynał, i po przeczytaniu kilku tomów, czuł się jak
znawca. To było cudowne uczucie, czyż nie?
Jednak
wkrótce błogostan ustąpił miejsca gorzkiej refleksji, że na
tematy literacko – fantastyczne nie wie się wiele, a właściwie
nic, i poczuciu, że jeśli chce się mieć jakieś pojęcie trzeba
czytać, czytać i czytać! Co też realizuję po dziś dzień :)
Wracając
do Gaimana, ostatnio wzięłam się w końcu za czytanie „Gwiezdnego
pyłu”.
Właściwą
opowieść poprzedza dość długi wstęp dotyczący rodziców
głównego bohatera oraz realiów świata. Dokładniej – poznajemy
wioskę Mur i jej mieszkańców, po czym okazuje się, że niedaleko
wioski przechodzi prawdziwy mur, który oddziela zwykły świat od
Krainy Czarów. Następnie magicznym sposobem przenosimy się 17 lat
do przodu, kiedy to Tristran (właściwy główny bohater) przyrzeka
swojej ukochanej gwiazdkę z nieba i, o naiwny, naprawdę wyrusza w
podróż, licząc na rękę dziewczyny po powrocie. Nietrudno
przewidzieć, że beztroski młodzian nieco się przeliczy. Mimo
nieporadności i lekkomyślności Tristran budzi sympatię. Można
powiedzieć, że jest typem bohatera - prostaczka, który wprawdzie
nie odkrywa w sobie specjalnych mocy i nie ratuje świata, ale
dorasta i poznaje prawdę o swoim pochodzeniu i przeznaczeniu. A
wszystko to w bardzo niezwykłym, baśniowym otoczeniu i w
towarzystwie upadłej gwiazdy pod postacią atrakcyjnej, choć dość
temperamentnej, kobiety. Dodatkowo pojawia się walka o koronę i
okrutna czarownica, chcąca zrealizować swoje niecne plany. Ale jak
to w baśniach bywa, pod koniec, wszystkie wątki zbiegają się i
wyjaśniają, pozostawiając czytelnika(przynajmniej mnie)
usatysfakcjonowanego.
„Gwiezdny
pył” to w końcu baśń, czy nie baśń? Powiedziałabym tak:
powieść w konwencji baśni. Gaiman jako ten współczesny twórca,
nie zadowala się odtwórstwem. Owszem, czerpie ze źródeł, ale
serwuje opowieść przystosowaną do dzisiejszych czasów, pełną
magii lecz jakby bliższą.
Dla
mnie spotkanie z „Gwiezdnym pyłem” było miłą odskocznią od
codzienności i powrotem do Krainy Czarów. Być może pod magią
pięknej historii mój zmysł krytyczny został stępiony, ale muszę
przyznać, że powieść po prostu mi się podoba. Nie pieję z
zachwytu, nie rzucam też okładką o ścianę z żałości. Podoba
mi się. I tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz