Amber (źródło) |
Sukcesem
zakończyło się moje pierwsze podejście do „Kronik Amberu”.
Pięć tomów, tworzących tzw. Kroniki Corwina, jest już za mną i
przyszedł czas na małe podsumowanie i skonfrontowanie z pierwszym
wrażeniem (patrz poprzedni post o „Kronikach...”).
Powiem tyle - nie zawiodłam się. A nawet, szczerze mówiąc, z każdym tomem „wkręcałam się” coraz bardziej, chociaż ostatni zajął mi najwięcej czasu. Świat staje się coraz bardziej poplątany i złożony, nie ma prostych odpowiedzi, a zakończenie jest niejednoznaczne. Czyli to co lubimy najbardziej?
Pewnie nie każdy. Jak dobrze, że są jeszcze Kroniki Merlina. Chcąc nie chcąc, trzeba zdradzić fakt, że Merlin jest synem, znanego już nam Corwina. Ale nie zrażajcie się, Merlin to nie młodsza kopia swojego ojca, ale pełnoprawny i odrębny bohater, z własnymi doświadczeniami i problemami. Tym razem on jest narratorem historii i zarazem głównym bohaterem, pojawia się wcześniej, ale niewiele się o nim dowiadujemy. Dopiero „Atuty zguby” przybliżają jego postać.
Praktycznie
po przeczytaniu ostatniego tomu przygód Corwina, przeskoczyłam
automatycznie do kolejnej części i zaobserwowałam pewien fakt.
Znani pisarze znani są przede wszystkim z tego, że mają swój
niepowtarzalny styl. Trzymają się go i dzięki temu są
uwielbiani/potępiani (niepotrzebne skreślić). Roger Zelazny, jak
łatwo się domyślić, swój styl ma i skrzętnie go realizuje, ale
ponad tym potrafi stworzyć rzeczywisty obraz bohatera z jego
określonym światopoglądem. Zmierzam do tego, że chwilami miałam
wrażenie, jakby to nie autor przedstawiał nam historię, ale był
tylko skrybą, który spisuje opowieści innych. Jakby bohaterowie
przejęli kontrolę i zaczęli żyć własnym życiem. Mimo że widać
styl Zelaznego w obu kronikach, to nie da się uciec od poczucia, że
pisały to dwie odrębne osoby, a pewne podobieństwa są jedynie
wynikiem pokrewieństwa postaci (w końcu ojciec i syn).
Wędrówka przez Cienie (źródło) |
Wielu
czytelników nie przepada za narracją pierwszoosobową. Do końca
tego nie rozumiem. Osobiście bardzo lubię ten typ prowadzenia
opowieści, myślę, że pozwala na bardziej dokładną kreację
bohatera i spojrzenie na problem z jego perspektywy, poznanie myśli,
uczuć i motywów. Dzięki temu można poczuć się niemalże jak
uczestnik akcji, a nie tylko bierny obserwator. Pełnie radości
odczuwam, gdy widzę wydarzenie z perspektywy nie jednego, ale kilku
bohaterów, to dopiero intrygujące :D Jedno zdarzenie, a ile różnych
możliwych interpretacji. Oczywiście nie znaczy to, że potępiam
narrację trzecioosobową, nie ukrywam, że wiele razy odczuwałam
satysfakcję, z tego że wiem już co się zdarzy, a biedni
bohaterowie męczą się dalej i nie mają o niczym pojęcia. Takie
drobne, czytelnicze złośliwości, ale czy jest ktoś kto tego nie
zna?
Na
koniec dodam jeszcze, że polecam „Kroniki Amberu” tym, którzy
stronią od opowieści z punktu widzenia bohatera. Może zmienicie
zdanie i się do nich przekonacie. Ciao.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz